tag:blogger.com,1999:blog-1195666272581003542024-02-07T11:10:04.772+01:00Wsadziłem palce ci trzy, lizałem sutki jak zły, to tylko początek gry, zamykaj oczy i ssij. Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.comBlogger7125tag:blogger.com,1999:blog-119566627258100354.post-76494729617603318642013-09-13T14:18:00.003+02:002013-09-14T14:34:31.672+02:00korelacja siódma.<h3>
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><b><i>Afrodyta</i></b></span></h3>
Chcesz wyperswadować sobie, nawet przy pomocy ostrego narzędzia, używając jego głównej funkcji w stosunku do swojego serca i hurtowo mnożących się myśli, że to on jest za to wszystko odpowiedzialny, że to jego powinnaś powiesić na grubym sznurze babci i pozwolić rozkoszować się ostatnim haustem powietrza, zatracić w momencie śmiertelnej ekstazy. Twoje ciało może i po kilkunastominutowym zastanowieniu w towarzystwie dobrego wina zaczęłoby tęsknić za namolnym dotykiem, bezpruderyjnością w czynach i cynicznością wylewającą się z uśmiechu. Ale dusza i moralność pognałyby go w cholerę, życząc mu połamania tych kurewsko długich nóg i udanego pieprzenia innych naiwnych na swoim własnym weselu, tuż za plecami świeżo upieczonej małżonki, zapewne w tej samej chwili bajerowanej przez jednego z jego równie bezczelnych i bezkompromisowych kolegów.<br />
Sentymentalność wraca wraz ze wspomnieniami. Potrzebujesz tej Wally, której oddałaś największą część organu pompującego krew, jej szczerego rogalika na twarzy wraz z klawiaturą równych zębów, melodyjnego śmiechu odbijającego się o ściany waszego mieszkania, dziesiątek pudełek lodów połykanych jak nieszczęsne amerykańskie domy przez tornada, wrytych w pamięć już na wieczność piosenek Pink, języka szybkością dorównującemu twojemu pulsowi, szczupłych i nieco kościstych dłoni płynących po twoich udach. Potrzebujesz Walentyny, dla której twój pogląd na świat zmienił się diametralnie, przez co doprowadził twoich najbliższych do stanu prywatnej czarnej rozpaczy. Ciepła i miłości ukrytej pod powłoką oliwkowej skóry. Kwintesencji, której teraz przy tobie nie ma.<br />
<br />
Godzina wpatrywania się w fakturę sufitu, próby liczenia metaforycznych owiec, żadnych dźwięków toczących się czy to z najbliższych metrów kwadratowych, czy z pozostałej części mieszkania wprowadzają cię w stan niepokoju. Cisza byłaby zrozumiała, gdybyś czuła jej obecność na drugiej połowie łóżka, napotykała palcami jej rozgrzane łydki. Ale ona tu nie egzystuje. Nie egzystuje nigdzie w twoim otoczeniu. Przynajmniej takie masz wrażenie.<br />
Bose stopy uderzające o panele, przemierzające każdy cenny centymetr podłogi. Runda po czterech kątach, bardziej dokładna niż cięcie kardiochirurga. I tylko jeden malutki ubytek - przekręcona klamka od drzwi balkonowych.<br />
Nie czujesz tego charakterystycznego zapachu miasta, czujesz woń soku porzeczkowego. Nie słyszysz bełkotu osobników toczących się po imprezach do domu, słyszysz tylko jej cichutkie łkanie. Nie widzisz tętniącej nocnym życiem aglomeracji, widzisz tylko ją, skuloną i zapewne wyziębioną, z plecami ocierającymi się o chropowatość ściany i kawałkami szkła u nasady pięt.<br />
- Wally? - nie zważasz na możliwość wbitych części szklanki w twoje kolana, zanurzenia skarpetek w resztkach ciemnoczerwonego napoju. Chcesz być blisko niej. Jak najbliżej. - Możesz mi wyjaśnić, dlaczego wegetujesz o takiej porze na balkonie?!<br />
- A ty możesz mi wyjaśnić, dlaczego muszę mieć takiego kurewskiego pecha? - pajęczyna wilgoci na policzkach i przeszklone orzechowe oczy chwytają za serce. Jak zawsze. - Wytłumaczysz mi, jakim cudem się tu znalazł, dlaczego dziwnym trafem wyhaczył akurat mnie, zamiast polecieć na dwa fronty z jedną z setek bujających się i ledwo trzymających na nogach panienek?<br />
- Bartman tu był? Tutaj, na tym balkoniku, w tym samym miejscu? - nie kipisz zazdrością i bólem. Raczej wściekłością. Wkurwieniem rodem z hitlerowskiej propagandy.<br />
- Muszę udzielać odpowiedzi? Przecież wiesz. I wiesz, że tego nie chciałam.<br />
- Zrobił ci coś?<br />
- To co zwykle. Zaliczył i zniknął.<br />
Powinna nastać grobowa i nieprzyjemna cisza. Ale nie nastaje. Wytrąca ją i wyrzuca z rzeczywistości rzewliwy płacz Walentyny. Znów tak cholernie mocno ściskający w metaforycznej klatce twoje serce.<br />
- Afi, mam dość - czujesz jej ciepły oddech w okolicy tętnicy szyjnej. - Mam dość tego matactwa, wyrzutów sumienia, pierdolenia za plecami, a przede wszystkim jego. Chcę tylko ciebie, mojej jedynej definicji szczęścia.<br />
- Myślisz, że ja tego nie chcę? Tyle że nasze chęci gówno znaczą przy jego zawziętości i cyniczności. Nie odpuści, dopóki nie wypełni swojego głównego założenia.<br />
- Męskość lepsza od plastikowej zabaweczki?<br />
- To dodatek. Rozpieprzenie tego, co jest między nami, stanie się dla niego największą satysfakcją.<br />
- Czyli człowiek nieuczuciowy?<br />
- On nie ma uczuć. On ma fiuta. I to właśnie członek pozwala mu przetrwać.<br />
Słodki i szybki pocałunek, wyczuwanie miękkości jej warg i sprawności języka, dłonie pod koszulami nocnymi, tak łagodnie badające znane sobie struktury.<br />
- Ten syf się kiedyś skończy?<br />
- Skończy. Trzeba tylko wziąć sprawy w swoje ręce. I to dosłownie.<br />
- Paradoksalnie dostanie to, czego chciał?<br />
- Nie tylko. Dostanie też wiele znaczący bonusik, który spowoduje, że te jego wiecznie twarde jaja w końcu zmiekną.<br />
<br />
- Nie podoba ci się moja propozycja? - uśmiechasz się kokieteryjnie, zakładając nogę na nogę. Sam jego rozbiegany wzrok i rozchylone usta są podniecające. Na ten złowieszczy i cwany sposób, oczywiście.<br />
Odnalezienie rzeszowskiego donżuana nie stanowiło dla ciebie żadnego problemu. Zero wysiłku, zero pytań mieszkańców, zero dwuznaczności. Wystarczyło zmuszenie swoich nóg do pomaszerowania w kierunku ulubionego klubu. Chyba zarówno dla ciebie, jak i dla niego.<br />
- Skąd taki wniosek? - mruczy niemrawo, jakby walczył z jakimś cholerstwem blokującym mu swobodny dopływ powietrza do płuc.<br />
- Bo wyglądasz jak po nieudanym pieprzeniu najlepszej sztuki w mieście.<br />
- Jeszcze się do tego nie zabrałem - szczerzy się cynicznie, kciukiem wędrując w kierunku twojego uda.<br />
- Nie uciekaj od odpowiedzi. Zgadzasz się?<br />
- Mam odmówić lesbijskiego seksu i swojej osoby w bonusie? Musiałbym być zdrowo pierdolnięty.<br />
- A nie jesteś?<br />
- Mógłbym polemizować.<br />
- Ale nie musisz.<br />
Chcesz się podnieść, zniknąć, zostawić go z niemoralnymi wizjami i czekać na wykonanie planu. Nie możesz. Znowu. Znowu przez niego.<br />
- Gdzie uciekasz? Nie wiesz, że idę zasadą - coś za coś?<br />
- Przecież dostaniesz to swoje "coś", Bartman, nie przeginaj pały.<br />
- Sam sobie nie muszę. Ty mi przegniesz.<br />
Twoje myśli ponownie ubarwiają swoje istnienie o słowo "idiotka", skierowane oczywiście w twoim kierunku. Nie masz siły walczyć z jego naturą. Nie teraz, kiedy wiesz, że bez tego malutkiego aspektu nigdy się od niego nie uwolnisz. Dobrowolnie pozwalasz zaciągnąć się do toalety, powtarzając sobie, że to ostatni taki numer. Numer wychodzący z jego inicjatywy.<br />
- Uruchom ustną maszynkę, a przyjdę i wyobracam was obie tak, że przez tydzień nie zapomnicie o egzystencji mięśni.<br />
- Znowu szantaż?<br />
- Nie, niespodzianka dla mnie.<br />
Nic ci nie przeszkadza. Członek wegetujący w twojej jamie ustnej, słonawy smak, prężność i gorąc, kilka posuwistych ruchów, synteza twojego języka z jego napletkiem, odrobina białej mazi klejącej się do twoich zębów. Nie liczy się to, co jest dziś. Liczy się to, co będzie jutro.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
pierwszy raz praktycznie nie ma żadnego seksu. cóż, w następnym to go chyba będzie aż w nadmiarze.<br />
jeszcze dwa i koniec, ja też się cieszę.<br />
straciłam wenę na to opowiadanie i nie widzę sensu w ciągnięciu go na siłę.<br />
<br />
pomału wychodzę na prostą z zaległościami.<br />
pomału. :)<br />
<br />
kilka dni i być albo nie być. cholera, boję się.<br />
<br />
mam taką prośbę - dajcie znać, nie tylko na tym blogu, kto czyta, a kto nie, bo niepotrzebnie i wam zaśmiecam, i sama marnuję swój ostatnio bardzo cenny czas. (;Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-119566627258100354.post-82239962930533151022013-09-05T20:22:00.001+02:002013-09-05T20:22:15.246+02:00korelacja szósta.<h3>
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><b><i>Walentyna</i></b></span></h3>
Miało być tak jak wcześniej. Godziny nasiąknięte przyjemnościami i typowo babskimi rozmówkami, dziesiątki pudełek lodów pochłanianych w hurtowych ilościach, zupełnie jak książki przez ten przysłowiowy literacki odkurzacz, piosenki Pink ulatujące z płyty umieszczonej w wieży stereo, jakby żołnierskie tupanie stopami o podłogę i określanie tego czynu mianem błyskawicznego tańca. Jest zupełnie inaczej. Wiele chwil ulatujących poprzez nasiąkniętą tajemniczością ciszę, zwyczajne posiłki zamiast całego asortymentu mlecznego produktu, smętne melodyjki dla przepełnionych goryczą dziewczyn na przypomnienie o uprawianiu seksu w dni płodne, spokój konkurujący z atmosferą roznoszącą się po cmentarzach.<br />
Jest jak przed matactwem Bartmana. Ale tylko paradoksalnie.<br />
<br />
Czasami przydałby ci się wybitny przewodnik po świecie sportu, tym bardziej siatkówki. Nigdy nie byłaś specjalnie uzdolniona w jakiejkolwiek dyscyplinie, mimo iż patykowata szczupłość pozwoliła innym tak myśleć, nigdy nie zagłębiałaś się w tajniki tego fizycznego piękna. Może powinnaś zapoznać się z takimi nazwiskami, które wymieniłoby siedmioletnie dziecko wyrwane z krainy marzeń w samym środku nocy i jako tako kojarzyło z twarzy? Może wtedy nie spadłabyś z krzesła, uprzednio wypluwając porządny łyk kawy w sam środek monitora, na wieść o tym, że twój chwilowy kochanek to znany w całym swoim sportowym otoczeniu siatkarz, zaplątany w miłosną intrygę z kościstą blondynką o podłużnym kształcie pyśki, która na dzień dobry lodowatością spojrzenia mogłaby konkurować z lodem z prawdziwego zdarzenia?<br />
- Afi? - piskliwy bełkot wydobywa się z twojej krtani. - Nie sądzisz, że bardziej powinnyśmy wniknąć w świat siatkówki?<br />
- Chcesz wracać do przeszłości? Bartman to temat zamknięty.<br />
- Nie muszę chcieć wracać. Przeszłość sama nas odwiedzi.<br />
- Skąd takie wnioski? - czujesz jej obecność tuż za plecami, tak jak drobinek kofeinowego napoju na szybce monitora.<br />
- Nie dostał powołania na Mistrzostwa Starego Kontynentu. Wróci do Rzeszowa. Jutro.<br />
A jutro może zmienić bardzo wiele. Wywrócić wszystko do góry nogami, zamotać w swoich sidłach, pobawić się czyimś kosztem. Bo lubi. Tak jak optymistycznie nastawione istoty lubią na nie czekać.<br />
<br />
Końcówka sierpnia. Ciepła noc, rozgwieżdżone niebo, ani jednej smużki choćby podłużnej chmurki, granatowa rozkosz dla oczu. Może dlatego zamiast wałęsania stopami pod kołdrą wybierasz spędzenie tej pory doby na niewielkim balkoniku ze szklanką porzeczkowego soku, zostawiającego tak subtelne ślady swej obecności w kącikach twoich ust, biernie uczestniczysz w rozwiewaniu twoich ciemnych włosów na boki poprzez delikatny wiaterek?<br />
Nogi rozłożone na upaćkanej od różnych odcieni farby barierce. Koszula nocna nasiąknięta zapachem jaśminu i muskająca nasadę skóry twoich ud, ubarwione na beżowo paznokcie rytmicznie uderzające w szklane naczynie. Los mógłby pozostawić cię w takiej scenerii do białego rana. Ale jego natura jest złośliwa. A mącenie i w głowie, i w relacjach to jego drugie imię. Czasami częściej używane niż to pierwsze, najpospolitsze.<br />
- Noc jest od spania, a nie od wyziębiania dupy na balkonie.<br />
Szklanka lądująca na fakturze płytek, wchodząca w fiolet plama i kilka kropelek dla ozdoby twoich łydek. Bo o takiej samej stajni Augiasza w twojej głowie wspominać chyba nie trzeba?<br />
- Tak dobrze znasz jej definicję? Więc dlaczego tutaj jesteś?<br />
- Bo samo porno jest nużące. Potrzebuję lepszej rozrywki.<br />
- Tutaj jej nie znajdziesz, siatkarzyku.<br />
- Wyjdzie w praniu. Wysoko tam na tym drugim piętrze?<br />
- Idiotyczne pytanie.<br />
- I idiotycznie postąpię. Jedno z drugim musi mieć jakieś połączenie, nie?<br />
Łudzisz się, że to tylko sen, że zbudzisz się z dreszczykiem emocji powolutku ulatującym z ciała. Wmawiasz sobie, że go tu tak naprawdę nie ma, że nie zachciało mu się spacerku po północy i przypadkiem zauważył z setek tak kurewsko podobnie spędzających noce ludzi akurat ciebie, że nie ryzykuje obiciem mordy - choć w jego wypadku skończyłoby się jedynie na krzywym spojrzeniu - i nie wykorzystuje swojego ponadprzeciętnego wzrostu do błyskawicznego wskrabywania się po dwóch balustradach. Ty byś się nie odważyła, nie tylko ze względu na lęk wysokości. A on się w ogóle nie zawahał. Pierdolona sportowa chęć do walki o wszystko.<br />
- Miło cię znów widzieć z bliska - uśmiech, cyniczny, tak dobrze ci znany. Wkurwiający.<br />
- Za długo się nie napatrzysz - cofasz się, próbujesz uciec. Dwa kroki od drzwi balkonowych. Dwa kroki do jego osoby. - Spieprzaj, Bartman.<br />
- Skąd taka nagła zmiana nastawienia? Wcześniej stosowałaś trochę inną formę tego słowa, i to nawet w praktyce - urodzony, by prowokować.<br />
- Zostawiam tę fuchę dla twojej przyszłej żonki, wiesz?<br />
- W dupie to mam, wiesz?<br />
Przygniata cię do lodowatego, chropowatego muru. Stykasz się z jego ciepłymi ustami, gibkim językiem i zarostem drażniącym twoje policzki.<br />
- Zapomniałeś o umowie? Tego nie miało być. Już nigdy - wyrzucasz to z siebie od razu po przejściu jego warg do szyi.<br />
- Mówiliśmy o Afrodycie, nie o tobie.<br />
- Ona jest za ścianą.<br />
- Ściana to też jakaś bariera, prawda?<br />
- Zbyszku, ja tego nie chcę.<br />
- Ale ja chcę. To chyba dobry argument?<br />
Wiesz, że nie nadejdzie taki dzień, w którym z nim wygrasz. Za sprytny, za cwany, ze zbyt wieloma asami w rękawie. Przez myśl przebiega ci myśl o policji, tyle że z zapałem godnym leniwca. Bo kto uwierzy kobiecie z zarzutem, że siatkarz znany w całej Polsce ją nachodzi, zmusza do miłosnych stosunków i próbuje rozpieprzyć homoseksualny związek? Ktoś równie głupi i naiwny jak ty pewnie tak. Ale osobnik z takim nastawieniem do otoczenia jak on co najwyżej mógłby iść po kartonik popcornu do najbliższego kina i przeżuwać tę kurewską kukurydzę, w czerepie sypiąc w twoim kierunku określenia w stylu rozhisteryzowanej nimfomanki.<br />
- Nie jestem skurwielem - śmieje się pod nosem, wędrując dłonią pod twoją koszulą nocną. - Nie krzywdzę kobiet.<br />
- Polemizowałabym.<br />
- Może potwierdzenie mojej teorii w praktyce?<br />
- Na balkonie?<br />
- Wolisz przed nosem Afrodyty?<br />
- Wolę nie robić tego w ogóle.<br />
Nie słucha cię. Przyzwyczaił twoją osobę do takiego traktowania bezsensownych dla niego opinii. I jak zwykle nie odpowiada. Zmuszenie cię do wylądowania na ziemi - niby dla bezpieczeństwa - jest zbyt zajmujące, aby bonusowo przemęczać swoje struny głosowe.<br />
- Tęskniłaś za nim?<br />
Jakoś nieswojo ci się patrzy po kilkudziesięciu dniach przerwy na członka z prawdziwego zdarzenia, ukrwionego, gorącego, z prawdziwymi żyłami i wypukleniami. Różnica kolosalna, i w wielkości, i w budowie, porównując do plastikowej zabaweczki, nadal wegetującej gdzieś pod łóżkiem, pewnie pochłaniającej cały nagromadzony tam kurz.<br />
- A jeśli odpowiem, że nie?<br />
- To ci nie uwierzę.<br />
Nie rozrzuca na ograniczonym polu manewru twoich strzępków ubrań. Nawet cię nie rozbiera. Nie potrzebuje tego. Wystarczą mu opuszczone do kostek majtki i dłonie ułożone na twoich piersiach.<br />
Nie robi tego na szybko, na siłę, byle dopasować się do ostrego tempa. Siedzenie na jego udach jest poniekąd przyjemnością. Samo siedzenie. Bo męskość wślizgująca się do twojego jeszcze nierozgrzanego wnętrza tego nie wywołuje. Może poprzez spokojność, ale stanowczość?<br />
Twoje mięśnie, błyskawicznie wyczuwające nową rozkosz, szybko się zaciskają. Twoja pochwa jest coraz ciaśniejsza, chłonie jego członka z coraz większą intensywnością, nawilża go wytwarzanym w nadmiarze śluzie. Nie bierze cię jak dziwkę. Pozwala ci się bawić, nadawać tempo, regulować głębokość stymulacji. Wyjątkowo nie jara się wilgocią twojego wnętrza. Z dziwnym uśmiechem chłonie twoje reakcje, szczerzy się na widok twoich rozchylonych ust i przymkniętych powiek oraz falującej mu przed nosem klatki piersiowej, nadal skrytej pod materiałem odzieży do sypiania. Nie jedzie - metaforycznie - na dwa fronty. Skupia się tylko na jednym aspekcie. Tobie pozwala chłonąć ich rozmaitości.<br />
- Zaciążyć nie chcesz, prawda?<br />
- Dzień debilnych pytań? - wyduszasz z siebie, czując pierwsze spazmy przyjemności.<br />
- Pytanie dla sprawdzenia.<br />
Nie pozwala ci dojść w taki sposób. Męskość nie jest punktem kulminacyjnym. Jego palce grają pierwsze skrzypce. Nie na twojej łechtaczce. Na piersiach. Kilka chwil uciskania, pociągania i drażnienia sutków. Niebo uchylone. Niebo przeplatane kolorami z szarością.<br />
- Zabierzesz mnie do lekarza, jeślibym stąd spadł przy złażeniu?<br />
- Do psychiatry w pierwszej kolejności.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
wybaczcie poślizg, czysta złośliwość rzeczy martwych.<br />
wiecie, że lubię skakać w czasie i mieszać fakty, nie?<br />
<br />
będę teraz tak trochę rzadziej, mam ważny egzamin i nie mogę go oblać, bo wtedy moje studiowanie w Polsce mogłabym określać w czasie przeszłym.<br />
wyjdę na prostą tak po 20 września, także zrozumcie moje zaległości u was, mam teraz ważniejszą sprawę na głowie.<br />
<br />
masło maślane, kurde.<br />
skończę to szybciej, bo w tym momencie moja wizja wyparowała.<br />
<div>
<br /></div>
Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-119566627258100354.post-21301779413799538062013-08-28T23:00:00.001+02:002013-08-29T00:14:07.172+02:00korelacja piąta.<h3>
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Afrodyta</i></span></h3>
Kilkadziesiąt minut leżenia plackiem nie przynosi żadnego ukojenia. Pochłonięcie pół opakowania przechodzących w ciecz lodów nie pomaga w odciążeniu metaforycznie ciężkiej od milionów myśli głowy, wręcz przeciwnie, przyprawia - choć właśnie nie czerep - żołądek o rosnący w siłę dyskomfort i jamę brzuszną o uczucie pełności. Piosenki Pink maltretujące twoje bębenki uszne nie zagłuszają coraz bardziej napastliwych krzywizn moralności opanowujących mózg. Tykający w jakby szybszym tempie zegar wyznacza rytm przebiegania twoich wizualizacji. Wiesz, że tego wszystkiego by nie było, nawet po poznaniu Bartmana w tym cholernym klubie. Coś cię podkusiło, aby włączyć ten kurewski telewizor, obejrzeć mecz do końca. Na tym miało się zakończyć. A się nie zakończyło. Finisz mentalnego zbliżenia do bruneta miał miejsce w tym przeklętym internecie, na tych przeklętych zdjęciach z kobietami rozmaitego pokroju i przy tym przeklętym wywiadzie o życiu prywatnym. Z kobietą, która ma stać się mu najbliższą za jakieś dwa lata.<br />
<br />
Gdybyś miała postawić na szali wasze bałamucenie drugich połówek, ciężko byłoby ci stwierdzić, która część i w którym momencie przechyliłaby się na wybraną stronę. On zaczął. Ale ty niezbyt długo i monotonnie nie prosiłaś o pozostawienie ciebie, a raczej twojej pochwy, w spokoju. On cię w to wciągnął. Ale ty nie szukałaś kół ratunkowych do wydostania się z tego seksualnego bagna. On prowadził tę zaplątaną jak jelito cienkie grę. Ale ty pozwalałaś mu bezustannie prowadzić głównym pionkiem aż do celu. On dostał tego, czego chyba od początku chciał. Ty dostałaś kilka kilogramów brudnych odpadów na specjalne wysypisko śmieci. Na sumienie.<br />
<br />
Łzy. Spokojnym rytmem tworzące pajęczynę wody na twoich policzkach. Zaczerwieniony nos. Jego przewody zawalone przez wzbierający w sile przezroczysty płyn, po czasie samoistnie skapujący na twój rękaw. Gula w gardle. Niepozwalająca ci normalnie przełykać nadmiernie produkowanej śliny, wywołująca dyskomfort w początkowym odcinku przełyku. Pomyśleć, że to wszystko przez faceta. Przez kogoś, z kim nie wegetujesz - oprócz ojca - od lat, kogo w intymnych kontaktach. Rozbicie emocjonalne przez skurwysyna, któremu zachciało się pobawić czyimś kosztem.<br />
- Afi? - widzisz jej osobę przez mgłę przesłaniającą twoje źrenice, jej potargane włosy i smużkę błyszczyka na brodzie, czujesz ten kurewski zapach. Jego zapach. - Miałaś się zdrzemnąć.<br />
- Gdzie masz ciastka?<br />
Zbijasz ją z pantałyku. Naprzemiennie otwiera i zamyka usta, aby w końcu już na stałe wykonać drugą czynność.<br />
- Zdążyłam zjeść po drodze - wydusza z siebie po co najmniej minucie milczenia.<br />
- Tak jak zdążyłaś wymyślić to kłamstwo na poczekaniu?<br />
Nie robi ci wyrzutów. Patrzy na ciebie wzrokiem nasączonym bólem i rosnącą melancholią, dolna warga drży z coraz większą intensywnością, stuka paznokciami o nasadę paneli wyłożonych na podłodze. Zamieniłabyś te wszystkie aspekty na kilka słów szczerości wymykających się z jej krtani jak bocian z rodzinnego gniazda.<br />
- Powiedz, że nie byłaś tak głupia jak ja i nie dałaś się bzyknąć temu pierdolonemu siatkarzykowi - nie tłumaczysz się. Wyrzucasz z siebie namiastkę ciężaru poprzez tylko jedną frazę.<br />
- Tym razem mam naprawdę skłamać? - wiedziałaś, że tak będzie. Przecież on sam ci o tym powiedział. Więc dlaczego płaczesz? Dlaczego totalnie oddajesz się w objęcia słabości? - Afrodyta, przepraszam. Omotał mnie i sprowokował. Sama nie wiem, dlaczego dałam się podejść jak dziecko, dlaczego pozwoliłam swojemu sumieniu i ciału na zdradę najukochańszej dla mnie osoby. Przepraszam, że szłam w to dalej jak jakaś ćma zaślepiona przez światło, że nie powiedziałam ci wszystkiego na początku. Wybaczysz mi?<br />
- Wybaczę. Jeśli ty wybaczysz moje kłamstwa i neutralne zachowanie względem twojej osoby.<br />
- Dla ciebie wszystko, kicia. Sztama?<br />
- Sztama - żadnej ręki na zgodę. Subtelne i ciepłe muśnięcie ust i dotknięcie nasad swoich języków. - I już żaden skurwiel nie stanie między nami?<br />
- To się jeszcze okaże.<br />
- Jak mam to rozumieć?<br />
- Kiedyś dorobimy mu takich rogów, że fiuta w majtki nie włoży. O waginach innych naiwnych już nie wspominam.<br />
Mogło być inaczej. Mogła być kolejna noc na kanapie wraz z myślami uderzającymi w czaszkę. Jest pięknie. Sentymentalnie. Nagość dwóch kobiecych ciał, słodkie błądzenie po ich strukturze, zabawa z nabrzmiałymi piersiami. Inny seks. Bez męskości. Ale za to pełen szczerych uczuć. I nasączony zapachem miłości.<br />
<br />
- Pokaż mi, jak to robisz.<br />
Ciemność, którą usilnie próbuje przebić świecąca mdłym odcieniem żółci żarówka. Niewygodny, śmierdzący moczem i postrzępiony przez zwierzęce pazurki fotel. Totalna nagość i twoje ubrania gnieżdżące się na skąpanej szarością podłodze. On, z szpicrutą w jednej dłoni i kajdankami w drugiej. Ze swoim znakiem rozpoznawczym. Z cynicznym uśmiechem.<br />
- To znaczy co? - nie drży ci już tylko głos, do tej czynności dołączają uda i dłonie. I bynajmniej nie opanowuje cię ona z powodu zimna.<br />
- Jak się dotykasz. Jak robisz sobie dobrze.<br />
- Jesteś obleśny.<br />
- Skądże. Jestem po prostu ciekawy.<br />
- Czego?<br />
- Jak to wygląda z waszej strony, w jak obrzydliwy sposób kobiece dłonie wpasowują się w tamto miejsce.<br />
- Nasze górne kończyny mają mieć tylko za zadanie obmacywanie waszych członków?<br />
- Lepszy fiut niż cipka. Pokaż.<br />
- Nie.<br />
- Pokaż.<br />
- Chyba ci odpowiedziałam.<br />
Ból. Czerwona szrama i pieczenie tuż u nasady uda. A zaraz za nią trzy kolejne, coraz bliżej twojej kobiecości.<br />
- Chyba ci rozkazałem.<br />
Wstydzisz się. W takiej sytuacji nawet obnażanie się przed kilkunastoma mężczyznami byłoby moralną przyjemnością. Gangbang, seksmaszyny, pałeczki, wibratory. Wszystko ujdzie. Tylko nie onanizacja tuż przed napalonym męskim spojrzeniem.<br />
Nie skupiasz się na jego wzroku. Wręcz przeciwnie, unikasz go poprzez przymknięcie powiek. Ślamazarnym tempem przemieszczasz się przez wzgórek łonowy, zataczasz na nim niewielkie okręgi, palcami docierasz do łechtaczki. Wstyd znika. Podniecenie rośnie. Podrażniasz jej strukturę, przejeżdżasz po wargach sromowych, paznokciem zahaczasz o ujście do twej pochwy, wnikasz jednym z palców do jej wnętrza, dotykasz jej wrażliwych ścianek. Czujesz nie tylko rozkosz. Czujesz coś fizycznego. Nadmierną ilość śluzu produkowaną przez twoje ciało.<br />
- Kurwa mać, Afrodyta, skończ - syczy dziwnym tonem, zbliżając się do ciebie.<br />
- Już nie chcesz na to patrzeć? - wymruczanego przez ciebie pytania zapewne nie dosłyszałby żaden człowiek mający problemy z tymże zmysłem.<br />
- Nie. Rzygać mi się chce na widok babskich paluchów zamiast męskiego języka. Mojego języka.<br />
Zabrania ci już samodzielnego zadowalania. Blokuje twoje dłonie, tak spragnione dotyku najdelikatniejszych miejsc i wilgoci pod paznokciami, za pomocą kajdanków. I jak zwykle nic nie mówi, o nic nie pyta. Znów się tobą bawi.<br />
- Lubisz lody truskawkowe?<br />
- A skąd tak nagle taka kwestia?<br />
- Bo ja lubię. Kurewsko lubię. Ciekawe, czy tak samo smakują na tobie.<br />
- Chcesz mnie nimi nasmarować?<br />
- Ciebie - nie do końca. Twoją małą i ciasną już tak.<br />
Nie zauważasz pudełka z mlecznym wytworem, nie zauważasz, w którym momencie niewielką łyżeczką rozprowadza lody od wzgórka łonowego aż do nasady ujścia układu pokarmowego. Czujesz jedynie rosnące w intensywność zimno pomiędzy nogami wraz z pożądaniem. I jego język odnajdujący drogę do twojej łechtaczki.<br />
Pozwala ci krzyczeć, wierzgać nogami i poruszać miednicą po całej poziomej powierzchni fotela. Bo tak naprawdę nie obchodzisz go cała ty. Obchodzi go jedynie ta najważniejsza dla mężczyzny cząstka twojego ciała.<br />
- Bartman, proszę cię, zabierz to ze mnie - wysapujesz z wielkim trudem.<br />
Nie spełnia twojej prośby. Dalej wpycha mięsień z jamy ustnej w twoją pochwę z odrobiną nagromadzonego przez siebie prowiantu, nadal powolutku wylizuje każdy milimetr truskawkowej pyszności, wciąż ciągnie za twoje wargi sromowe, bezustannie smakuje twojej kobiecości nasączonej tymże owocem.<br />
- Chcesz więcej lodów?<br />
- Chcę więcej ciebie.<br />
Liczyłaś na jego męskość wywołującą dziwny szok termiczny w twoim wnętrzu, na szybkie pieprzenie na fotelu z wyniosłym finiszem. A tak? Musisz zadowolić się językiem bruneta, coraz odważniej sobie poczynającym, jego podgryzaniem twojej waginy, sapaniem przy ujściu twojego układu rozrodczego, kciukiem stymulującym łechtaczkę i tarciem pupą o nasadę mebla. Lepsze to niż nic.<br />
<br />
- Afi, musisz się tak wiercić i pojękiwać? - czujesz dłoń Wallego na swojej lewej piersi. - To tylko sen. Zapomnij i śnij o czymś przyjemniejszym.<br />
Dla ciebie to tylko sen. A dla innej może to rozkoszna rzeczywistość?<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
przepraszam, że tak wyszło.<br />
coś się we mnie zablokowało względem tego opowiadania i nie chciało zdjąć blokady.<br />
mam zamiar to skończyć, pomimo tylko jednego fragmentu do przodu, zerowej liczby pomysłów dalszych korelacji i weny gdzieś na Hawajach.<br />
pomóżcie mi spiąć dupę, ewentualnie ześlijcie takiego Bartmana, który strzeliłby mi w te cztery litery i zmusił do kontynuowania.<br />
nauczkę z błędów blogowej młodości niby mam - nigdy nie publikować czegoś, czego się nie skończyło pisać.<br />
a i tak, kuźwa, do tej głupoty wróciłam.<br />
<br />
z dedykacją dla wszystkich Patek, w szczególności moich dwóch. wszystkiego dobrego w dniu imienin! :*<br />
<br />
zapierdolę tego, który zabierze mi to cholerne szczęście.<br />
<strike>Mark, no <3</strike><br />
<strike><br /></strike>
literówki poprawię później, na razie mi się nie chce.Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-119566627258100354.post-74777699344519940222013-08-16T18:25:00.003+02:002013-08-16T18:25:47.487+02:00korelacja czwarta.<h3>
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Walentyna</i></span></h3>
Kłamstwo jest jak trąba powietrzna, która niszczy wszystko to, co spotka na swej drodze? A może jest jak lawa, która zabiera w swoje posiadanie cały ludzki dorobek, zamieniając go w zgliszcza? Markowanie to cackanie się ze swoim losem, zabawa w zabarwianie kołtuństw na jakikolwiek pozytywny kolor? Czy raczej doczepianie swojemu sumieniu ogona właśnie w postaci kłamstw, ciągnącego się na każdym kroku i łapiącego wszelkie gówna, jakie otaczają przemierzany przez niego krajobraz? Tobie samej ciężko odpowiedzieć, nawet lakonicznie, na jakiekolwiek z tych pytań. Brak wiedzy, niechęć, trzymanie się na dystans od kwestii dotykających takiego tematu? Chyba po cząsteczce z każdego aspektu.<br />
Kłamanie nie jest ci na rękę. Nie lubisz tego uczucia, kiedy jakieś cholerstwo w głowie wypomina ci zatajenie prawdy, kiedy twój układ nerwowy przyprawia cię o metaforyczny dyskomfort na sercu. I dlatego jej powiesz. O wszystkim, nie zatajając ani minuty felernego spotkania sam na sam z panem napalonym. Najlepiej od razu po przekroczeniu progu mieszkania.<br />
<br />
Czujesz się poniekąd wyobcowana wśród kobiecej republiki dzięki swojej neutralności do zakupów. Nie znosisz biegania, czy to pomiędzy półkami spożywki i przemysłu, czy to pomiędzy stojakami ubrań od dzieciaka. Nie uśmiecha ci się ulotność czasu dzięki buszowaniu po centrach handlowych lub bazarkach. Nie potrafisz zadomowić się w nich jak w swoim drugim domu, spędzać tam przynajmniej połowę dnia. To nie twój świat. Afrodyty owszem. Może dlatego przystałaś na taki kompromis, może dlatego co trzeci dzień to właśnie ty zakupujesz te najpotrzebniejsze do codziennego życia produkty?<br />
<br />
Czasami żałujesz, że nie odłożyłaś na samochód. Nieekologicznie, budząco odrazę wśród wielbicieli zielonego kolorku na każdym kroku Rzeszowa? Dla ciebie nieistotne. Najważniejsze, ażeby ręce ci nie odpadły, aby stawy nie odmawiały posłuszeństwa po przebyciu chociażby kilkudziesięciu kroków z ważącymi chyba tonę tobołami. Zniesiesz nawet stanie w korku, słońce intensywnie nagrzewające wnętrze auta, wleczenie się w tempie ślamazarnością porównywalnym ze ślimakiem. Byleby donieść to bez przemęczania się, bez obkładania w następstwie obolałych mięśni górnych kończyn lodem.<br />
<br />
- Nie znalazłaś sobie jeszcze parobka do pomocy przy zakupach?<br />
Poniekąd czujesz ulgę, nawet jeśli tylko tę fizyczną, poprzez lądujące na niekoniecznie równym chodniku siatki z prowiantem. Bo to uczucie znów ogarniające sumienie do takiego pokroju nie należy. Tym bardziej po widoku jego uśmiechniętego od ucha do ucha dzioba tuż pod twoją klatką.<br />
- Pewnie taki chłopaczek nie byłby żadnym problemem, gdybym sypiała i kochała przedstawicieli jego płci, a nie tej, którą sama reprezentuję.<br />
- A już tak nie robisz? - znów ukazuje dwa rzędy białych, bo o równości można zapomnieć, zębów.<br />
- Chyba nie znasz definicji słowa "kochać", bruneciku.<br />
- Chodziło mi raczej o ten drugi czasownik, dziewczynko.<br />
Subtelnie dotknięty szarością T-shirt, wytarte jeansy z nie do końca zapiętym rozporkiem, zero zarostu i żyjących własnym życiem włosów. Na inne by podziałał. Na ciebie w ogóle nie działa. Tym bardziej w pełnym ubiorze. Poniekąd.<br />
- Czy twój szanowny kuper mógłby się stąd już zbierać? - bąkasz z przekąsem, wiedząc, że lody zapewne zmieniły już stan skupienia.<br />
- Już? Tak bez żadnej niespodzianki, nagrody?<br />
- Nie bałamuć, kochasiu, dostałeś swój prezencik, wybrzuszenie w spodniach mówi samo za siebie.<br />
- Nie wiesz, że jestem zachłanny i lubię prezenty w liczbie mnogiej?<br />
- Tak trudno zauważyć, że do grona Mikołajów nie należę?<br />
- Zawsze można się przebranżowić. Twoja dziewczyna potrafi to zrobić bez żadnego zająknięcia. No, powiedzmy.<br />
- Odpieprzysz się w końcu od Afrodyty?! - jeszcze bardziej gnieciesz jego koszulkę, zostawiając na niej piramidki po swoich palcach. - Bawi cię pasożytowanie w czyimś związku?<br />
- To nie związek, to patologia - nadal się śmieje, cynicznie, nawet po śladzie twojej dłoni odciśniętej na jego twarzy. - Aż tak ci na niej zależy? Okej, odpieprzę się. Pod jednym warunkiem.<br />
- Jakim?<br />
- Wiesz jakim.<br />
- Zapomnij, nie wyliżę ci go po raz drugi.<br />
- A ja wyliżę Afrodytę, i do drugiego razu bankowo się nie ograniczę.<br />
- Bezczelny.<br />
- Ale dobry w te klocki. Idziesz ze mną czy jeszcze kilkanaście razy mam zabrać twoją dziewczynę na szczyty przyjemności?<br />
- To szantaż.<br />
- Nie. To próba rozpierdolenia tego cholerstwa, które wy nazywacie miłością.<br />
<br />
Chyba jakiś zły duch zabiera z twojego wnętrza wszelkie aspekty dotyczące moralności. Nie rozumiesz, dlaczego to robisz. Nie wiesz, czemu serce huczy i niemym krzykiem bluzga w twoją stronę od puszczalskich szmat, a mózg podpowiada, że to ostatni raz, że następną taką akcję będziesz mogła sobie jedynie wyimaginować. Powinnaś ufać organowi pompującemu krew. Więc dlaczego powierzasz swe zaufanie wiecznie mylącej się galarecie? Kolejna zdrada, kolejne zatajenie prawdy? Nie po raz pierwszy. Ale po raz ostatni.<br />
Wrzucasz wszelkie produkty albo do lodówki, albo do poszczególnych szafek. Jak najszybciej, bez względu na dokładność, na delikatność owoców i sypkość cukru czy mąki.<br />
- Walentyna? - widzisz jej nieco zmizerowaną twarz w progu niewielkiej kuchni, poplątane włosy i wilgoć od potu na całej długości szyi. - Możemy porozmawiać?<br />
- Pogadamy, jak przyjdę, dobrze? - unikasz jej wzroku. Wiesz, że by cię rozgryzła.<br />
- A gdzie idziesz? Przecież dopiero co przyszłaś...<br />
- Zapomniałam czegoś kupić.<br />
- Czego?<br />
- Ciastek - wymyślasz na szybko, tak na poczekaniu. - Mam wielką ochotę na ciastka. Niedługo wrócę.<br />
- Wally, proszę! - chwyta cię za ramię w korytarzu, zmuszając do spojrzenia w niebieskie tęczówki. - Muszę ci powiedzieć coś ważnego.<br />
- To może poczekać.<br />
- Nie, nie może! - jej ton głosu podchodzi pod płaczliwy. W normalnej sytuacji nogi znacznie by ci zmiękły, nie wspominając o rosnącym ciężarze na sercu. Ale teraz nie mogą. Nie mogą dać jeszcze większej satysfakcji donżuanowi numer jeden na terenie całego Podkarpacia.<br />
- Uwierz, może. Bo ja też muszę się z tobą czymś podzielić - składasz delikatny pocałunek na jej spierzchniętych ustach. - Prześpij się, będę w domu, zanim sen zniknie spod twoich powiek.<br />
<br />
<br />
Zapachowa mieszanina mocnych męskich perfum przeplatanych z delikatnym odorem niewypranych ciuchów, ślady po psich pazurach na dolnych partiach ścian, kawałki żarcia dla zwierzaka wegetujące pod przezroczystym stołem, śladowe ilości bielizny na podłodze sypialni, na co dzień raczej goszczące w damskiej garderobie, lśniąca na błysk, jakby w ogóle nieprzydatna kuchnia, stos krzywo stojących płyt tuż przy ogromnym telewizorze, roznegliżowana kobieta na obrazie wiszącym w korytarzu. Na ogół typowo po męsku. Wizualnie. Mentalnie zapewne można by pukać do bram piekła.<br />
- Słuchaj...<br />
- Zbyszek.<br />
- Poważnie? - ledwie powstrzymujesz się od parsknięcia śmiechem, zaciskając zęby na dolnej wardze. Jego twarde spojrzenie ani śni żartować. - Będą mi dzisiaj potrzebne ręce?<br />
- Skąd takie pytanie?<br />
- Bo mnie bolą.<br />
- Przestaną boleć, i to w błyskawicznym tempie.<br />
<br />
Twoje notorycznie otwarte usta praktycznie mogłyby czekać na tę wielką męskość. Ale nie czekają. Nie zdrętwiała ci szczęka i przez to nie możesz zatrzasnąć warg. To przez niego. Przez wannę pełną wody i zapachowej soli, subtelne rozbieranie cię z ubrań i ponowne badanie dłońmi struktury twojej skóry zmaterializowanej na całym ciele.<br />
- Brałeś coś na uspokojenie?<br />
- O nic nie pytaj. Pozwól mi działać.<br />
Nie pojmujesz jego zmian nastroju. Łatwiej byłoby przewidzieć reakcję kobiety w ciąży, ewentualnie przed okresem, niż jego. Jest jak mina w ludzkim ciele. Nigdy nie wiesz, kiedy wybuchnie, nawet w innym znaczeniu tego słowa.<br />
Ciepła ciecz okalająca twe mienie nie ma żadnego znaczenia. To jego dłonie są w centrum zainteresowania. Tak przyjemnie krążące po twoich ramionach, tak kusząco stymulujące łopatki, tak pieszczotliwie wykonujące rozmaite ruchy na twoich górnych kończynach i karku, tak sentymentalnie duszące obolałe mięśnie. Łagodnie masujące.<br />
- Brałeś jakieś kursy masażu? - mruczysz, pozwalając rozkoszy opanować twój głos.<br />
- Poniekąd tak.<br />
- Poniekąd?<br />
- A czterdziestominutowe porno się liczy?<br />
Żadna odpowiedź nie wymyka się z twoich ust. Za to on wymyka się ze swoich ubrań, w lamparcim tempie lądujących na kafelkach. Materializuje się wewnątrz wanny, tuż pomiędzy twoimi nogami. Które, de facto, sam rozłożył na boki łazienkowego mebla.<br />
- I co by tu z tobą zrobić? - znów się uśmiecha. Ale jakoś dziwnie. Tak... łobuzersko?<br />
- Mam ci podpowiedzieć? - brodzisz palcem po kilku nasączonych wodą włoskach na jego klatce piersiowej. - Pozwól mi teraz wrócić do domu i cieszyć się Afrodytą. Tylko Afrodytą.<br />
- Nie jestem aż tak łaskawy, kochanie.<br />
Chcesz powiedzieć, aby tak cię nie nazywał. Jednak zamiast frazy z twoich ust wypływa przeciągły jęk. I nie czujesz już tylko tej z minuty na minutę wychładzającej się i pachnącej jaśminem wody. Czujesz jego palce tam, w środku, jeden, dwa, trzy, może więcej, wybijające swój własny rytm, łagodnie pieszczące wnętrze twojej pochwy. Nie patrzy na unoszącą się pod działaniem jego ruchów ciecz. Spogląda wprost w twoje oczy. Na pół przymknięte, opętane mgłą przyjemności. Zapomina o jakimkolwiek przyśpieszaniu. Wsuwa je powoli, sentymentalnie, kciukiem muskając przewrażliwioną łechtaczkę. Delikatnie obraca nimi już wewnątrz ciebie, dotyka ich nasadą ścianek jednej z części twojego kanału rodnego. A ty chyba wolisz szybkie pieprzenie. Bo nie skupiasz się wtedy na każdym ruchu. Skupiasz się na ogóle.<br />
- Mógłbyś szybciej? - kwilisz, starając się zahamować zacisk mięśni pochwy. Bezskutecznie.<br />
- Magiczne słowo.<br />
- Znasz jakiekolwiek z nich? - nie panujesz nad machinalnym prychnięciem.<br />
- Nie to nie.<br />
Robi ci na złość. Naumyślnie jeszcze wolniej wprowadza palce do twojego cudem nieeksplodującego wnętrza, wkłada je jeszcze głębiej. Wiesz, że bankowo zostawiasz na nich swój nadmiar wilgoci. I masz świadomość, że dłużej tak nie ujedziesz.<br />
- Proszę, Zbyszku. Bardzo ładnie proszę.<br />
Szczerzy się rozbrajająco, przy okazji doprowadzając cię do uczucia pustki. Tylko chwilowej. Bo kilka sekund później znów czujesz się pełna. Wypełniona dzięki jego naprężonemu członkowi.<br />
Nie bierze cię w posiadanie jak w jakimś rasowym porno. Nie pieprzy cię jak wyciągniętą rodem z burdelu dziwkę. Sprawia przyjemność sobie, tobie, wam obojgu naraz.<br />
Znów wpatruje się w twoje oczy, wisząc twarzą naprzeciwko twojej twarzy. Wyłapuje wszelkie piski o rozmaitości decybelowej, specjalnie dociskając swe genitalia mocniej do twego ciała. Dość subtelnym klimatem seksualnym i ruchami nie wywołuje dyskomfortu przy głębszych posunięciach. Wręcz przeciwnie. Automatycznie dostajesz orgazmu, kiedy czujesz go całego, kiedy jądra bruneta uderzają o nasadę twojej pochwy. Nie śpieszy się z intensywnością. Może dlatego po czasie oplatasz go nogami w pasie i pozwalasz błądzić jedną męską dłonią po twoich piersiach?<br />
- Ile orgazmów jesteś w stanie wydobyć ze swojego ciała podczas jednego zbliżenia?<br />
- Nie sprawdzałam.<br />
- A ja mogę?<br />
Nie liczysz. Tracisz całą rachubę po wegetacji na jego udach, innej niż dotychczas penetracji i biuście wystawionym na pastwę jego namolnych ust.<br />
Bo o straconej nad sobą kontroli chyba nie trzeba wspominać?<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
Zbyś także raz na jakiś czas musi być grzeczniejszy.<br />
tak tylko ociupinkę.<br />
<br />
coraz mniej tej zmysłowości.<br />
wypadałoby to zmienić.<br />
<br />
ważne info - w przyszłym tygodniu oddaję laptopa do naprawy, więc o nowych dwóch rozdziałach NIE POINFORMUJĘ, gdyż dodam je z telefonu. mogę co najwyżej walnąć w opisie na tym marnym i zawieszającym się gadulcu informację o nowych fragmentach. :)Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-119566627258100354.post-35672971076282462192013-08-13T16:28:00.004+02:002013-08-13T17:13:52.815+02:00korelacja trzecia.<h3>
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Afrodyta</i></span></h3>
Tysiące słów wypływających z twoich i ojcowskich ust na tematy o zasięgu powierzchni chińskiego państwa. Szczere i przepełnione serdecznością uśmiechy podczas wspólnego spożywania posiłków. Spacer po wydrążonej ścieżce pomiędzy wysokimi sosnami w ogromnej bluzie taty, pachnącej cynamonem, i w jego objęciach. Wieczór z klimatem na tarasie niewielkiego domku, ze smakowym piwem i przy brzdękach gitarowych. Poświęcenie połowy nocy na typowo przyjacielską pogawędkę i dziesiątki delikatnych kuksańców w bok. Pożegnanie poruszające jak w dobrym dramacie, tonięcie w potoku łez i duszenie się w misiowatych uściskach. I ten cholerny lęk, twój lęk, że za każdym razem przeżywasz to już po raz ostatni. Jak w magicznym świecie, jak we śnie, wszystko znika, tak jak jego dom za zakrętami w otoczeniu strzelistych drzew.<br />
- Afi, przywieziesz mi kiedyś tę swoją dziewczynę?<br />
Chciałabyś. Chciałabyś, aby Walentyna zaakceptowała pozytywnie jego prośbę. Zupełnie tak, jak on wasz związek. Nawet po upływie jakiegoś czasu.<br />
<br />
Fizycznie nic się nie zmieniło. Majtki Wallego nadal leżą pod kanapą, twój ulubiony kubek z misiem nadal stoi w dawno niewidzącym płynu do naczyń zlewie, kurz dalej wegetuje na powierzchni większości szafek, zapach morskiego odświeżacza powietrza wciąż unosi się w aurze waszego mieszkania. Wizualnie jest tak samo. A mentalnie? Niekoniecznie. Wyczuwasz plątaninę kobiecości z czymś obcym, z intruzem. I gdybyś poszła o zakład, bez wahania obstawiłabyś męskość. Znaną ci męskość.<br />
- Afrodyta? - błyskawicznie materializuje się przy twym boku.<br />
Nie masz możliwości spojrzenia w jej czekoladowe oczy, nie dajesz rady z wydobyciem z siebie jakiegokolwiek pytania, stwierdzenia, pozdrowienia. Poniekąd ci zabrania. Swoimi czynami.<br />
Jest inaczej niż w ramionach ojca. Może nie bezpieczniej. Raczej subtelniej, emocjonalniej. Miło spotkać na swej drodze jej wydatne usta, poczuć ich strukturę, posmakować nawilżającej pomadki. Przyjemnie zaplatać dłonie na jej karku, muskać każdy uwolniony z koka kosmyk włosów i oplatać go na palec. Niesamowicie jest wznosić się na wyżyny rozkoszy, pukać do bram namiętnego nieba i nie wychodzić zza jego teren przez co najmniej kilkanaście minut. Wszystko przez erotycznie paraliżujący dotyk, ciepły język na udach i zabawnie wibrujący plastik w samym centrum strefy erogennej.<br />
- Wally? - jej pseudonim machinalnie ucieka spomiędzy twoich warg zaraz po ich rozchyleniu.<br />
- Tak? - już nie gości twarzą tuż przy twojej szyi, raz po raz składając na niej delikatny pocałunek.<br />
- Sądzisz, że te zabawki dają większą przyjemność niż prawdziwy męski członek?<br />
- Skąd takie pytanie?<br />
- Z ciekawości.<br />
- Nie wiem. Nie miałam z męskością styczności od lat. A ty jak myślisz?<br />
- Też nie wiem. Nie byłam w takich stosunkach z facetem od liceum.<br />
Głaskanie faktury skórnej ramion, brzucha, policzków. A może stos waszych kłamstw również da się tak ugłaskać?<br />
<br />
Mogłoby być jak wcześniej. Przetańczone wieczory przy utworach Pink, pożeranie w hurtowych ilościach lodów za grosze, spanie do południa w swoich objęciach, przepieprzanie całego wolnego od wykładów i nauki czasu na ciągnące się w nieskończoność chwile czułości i setki minut ludzkiej przyjemności, użeranie się z sąsiadami z niższych pięter, radowanie się każdą sekundą, jakby należała ona do grona tych ostatnich. Mogłoby być jak wcześniej. Ale wiesz, że nie będzie. Pozostanie udawanie szczerości i zatajanie wszelkich kołtuństw. Przynajmniej z twojej strony. Bo skąd możesz wiedzieć, że jej myśli zajmują te same troski, te same problemy?<br />
<br />
Dwie doby. Czterdzieści osiem godzin, a ty już nie wytrzymujesz. Sumienie obdarte aż do krwi, zamęt w głowie i kawałki ukrytej pod przedmiotową powłoką niewierności wbijające ci się we wszelkie płaty mózgu, syki, męskie syki bawiące się w kata w twoich przewodach słuchowych, zdradliwe sceny ryjące wizualizacje w centrum serca. Piętno niewłaściwych kroków zabijające od środka. Chyba tylko prawda wyciągnie cię z mentalnego dna, nagle wynajdzie jakiś cudowny lek na te wszystkie nieprzyjemności opętujące twój układ nerwowy. Może dlatego stoisz pod drzwiami i czekasz na jej powrót z supermarketu, położonego kilkanaście ulic dalej? Może dlatego niepokój gra główną rolę, kiedy słyszysz dzwonek nawet nie trzy minuty po jej wyjściu?<br />
- A ty tu skąd?! - nie wiedziałaś, że tak szybko potrafisz wyrzucać rozmaite uczucia z głównego steru. Aż do teraz. Wyrzuty przechodzące w niepokój, niepokój w zdziwienie, zdziwienie w dziwne pożądanie.<br />
- Pytania zabierają nam cenny czas, nie uważasz? - może i nie ma już postrzępionych włosów i zarostu, ale dzikość w oczach i cyniczny uśmiech pozostały takie same.<br />
- Nie podawałam ci adresu.<br />
- Nie musiałaś. Doszedłbym do tego prędzej czy później, i to na rozmaite sposoby.<br />
- Jesteś niepoważny. Ona może wrócić w każdej chwili.<br />
- Niepoważny? Ja tylko potrzebuję porządnej dawki adrenaliny i przyjemności przed wyjazdem - pakuje się do środka, nie pytając o zdanie. - Może właśnie dlatego skończyć pierdolić?<br />
- Bo co? Bo masz ochotę na pierdolenie w innej materii?<br />
- A to nie oczywiste? - i znów ten nasączony cynizmem wyszczerz zębów.<br />
- Oczywiste, tak jak mój brak ochoty na seks z twoją osobą.<br />
- Wiesz, że nie umiesz żartować? - zaciska palce na twoich pośladkach, wręcz czujesz jego paznokcie przedzierające się przez dresowe spodnie.<br />
- Wiesz, że nie umiesz pogodzić się z odmową?<br />
- Bo mnie się nie odmawia.<br />
- W takim razie przejdę do historii i będę pierwszą tak odważną cizią, która nie dała ci się przelecieć. Zadowolony?<br />
- Naprawdę wolisz ją ode mnie?<br />
- A to nie oczywiste? - powtarzasz jego pytanie, tym samym doprowadzając go do jeszcze większej furii.<br />
- Pożałujesz tych słów.<br />
- Och, ciekawe kiedy.<br />
- Właśnie w tym momencie.<br />
Ciężko ci ogarnąć, jakim cudem przerzuca twoje ciało przez swoje ramię i tak po prostu niesie do sypialni, dziwnym trafem znając do niej drogę. Jakby tu już był, jakby znał każdy kąt, jakby... pierdolony napaleniec.<br />
- Zrobiłeś to z Walentyną, prawda? - mruczysz, walcząc z jego namolnymi dłońmi. Bezskutecznie.<br />
- Sprytna jak na blondynkę.<br />
- I na pewno nie głupia. O co ci chodzi? Założyłeś się z kumplem, ile lasek zaliczysz przed tym swoim wyjazdem?<br />
- Skądże znowu. Robię to dla siebie, dla swojej własnej satysfakcji.<br />
- Tam też będziesz pieprzył każdą ledwie poznaną?<br />
- Nie będę miał takiej możliwości.<br />
- Prawdziwa dziewczyna przy boku?<br />
- Bynajmniej. Żadnej w okolicy, żadnej przez kilkanaście bitych tygodni.<br />
- Biedaczek, nie będzie w co ptaszynki włożyć?<br />
- Zamkniesz się, czy usta też będę musiał ci zakneblować?<br />
Nie bawi się tobą tak jak wcześniej. W ogóle nie rozpoczyna jakiejkolwiek gry wstępnej, nie ssie skóry twojej szyi, nie muska językiem twojej waginy, nie wsuwa w nią palców. Jest całkowicie bezpośredni, zupełnie tak jak w swoich słowach i zapewnieniach. Nawet twoja luźna koszulka nie podziela losu oplatających nogi spodni. Nie zależy mu na górnych partiach twego ciała. Chce tylko jednej. Tej najważniejszej.<br />
Robi to w tak gwałtownym tempie, że pomału zaczynasz odczuwać bolesny dyskomfort. I znowu nie pyta o twoje zdanie, nie troszczy się o samopoczucie. To dla niego ma być największa przyjemność, nie dla ciebie.<br />
Nie krzyczysz. Nie chcesz dać mu tej świadomości, że zabiera cię do siódmego nieba. Bo praktycznie tego nie robi. Ekstazę zastępuje ból, to rozkoszne podrażnianie ścianek twojej pochwy ulega pieczeniu przy każdym posunięciu, jej główne ujście wręcz błaga o pozbycie się tego twardego i pulsującego cholerstwa spomiędzy wnętrza.<br />
- Skończ już, proszę cię - kwilisz z powodu rosnącej nieprzyjemności z chwili uniesienia.<br />
- Ale dlaczego? Chciałem jeszcze kolegę zaprosić do zabawy.<br />
- Kolegę?!<br />
- Nie w postaci ludzkiej. Kolegę z plastiku - wygrzebuje z tylnej kieszeni rzuconych na bok spodni największą zabaweczkę imitującą męskiego członka, jaka kiedykolwiek ugościła przed twoimi oczami.<br />
- Chyba żartujesz.<br />
- Żarty skończyły się już na początku. Uśmiechnij się ładnie do niego, w końcu to on będzie dawcą twojego orgazmu.<br />
- Podobno plastik nie może się równać z żywą męskością.<br />
- To prawda. Ale żywa męskość nie może być w dwóch miejscach naraz, czyż nie?<br />
- Nawet nie próbuj.<br />
- A chcesz się założyć?<br />
Nie musisz odpowiadać. On i tak zrobiłby swoje. I tak oblizałby go na całej długości, i tak ze swoim charakterystycznym uśmiechem zmaterializowałby go w drugiej, chętnej na analne igraszki strefie erogennej.<br />
Taka sytuacja jeszcze nigdy nie objęła twojego życiorysu. Nie miałaś styczności z seksem na dwa fronty. Nie czułaś największego możliwego wypełnienia, jakie może spotkać kobietę. Brunet to zmienia. Oczywiście bez twojej zgody.<br />
Wiercisz się jak mucha zaplątana w pajęczynę, starasz się uwolnić swoje zawiązane na nadgarstkach dłonie. A on wcale nie ma zamiaru ci ulżyć. Wręcz przeciwnie. Wsuwa w ciebie to cholerstwo jeszcze szybciej, jeszcze głębiej, nie zapominając o mocnej penetracji jednej z części twojego kanału rodnego.<br />
Zapominasz o bólu, o niemiłym uczuciu, o całym otaczającym świecie. Najważniejsze, ażeby w końcu finiszował razem z tobą, aby nie drażnił twoich i tak już przewrażliwionych stref. Z zaciśniętymi ustami czekasz na ten moment. Moment, który tak czy siak w końcu przychodzi.<br />
- Fajnie było? - dziwisz się, dlaczego nasuwa na ciebie twoje spodnie.<br />
- Chyba dla ciebie.<br />
- Nie podobało ci się? Za mało atrakcji?<br />
- Aż za dużo jak na jeden raz.<br />
- Pomyślę o konfiguracji - uśmiech, tym razem nie cyniczny. Ale za to tak samo błyskawiczny jak jego osoba pod drzwiami. - Gdybyś za mną zatęskniła, włącz na kanał sportowy Polsatu. Za kilka minut powinna być tam pewna niespodzianka.<br />
<br />
Nie rozumiesz. Aż do czasu. Aż do momentu, kiedy uruchamiasz telewizor, przeskakujesz na polecony przez niego kanał i zamierasz. Naprawdę tam jest, nawet jeśli już nie akurat w tej sekundzie, minucie, godzinie. Na serio gra w sportowym stroju, zagrywa, atakuje i przybija piątki z kolegami. I niewątpliwie kokietuje każdą naiwną dziewczynę podchodzącą po autograf. Taką jak ty.<br />
- Rodowity skurwysyn.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
he, to jest głupie, wiem i przepraszam.<br />
Zbyś mi się wymyka z pewnych schematów i ciężko go powstrzymać.<br />
<br />
<strike>anonimowa krytyka mnie nie dotyka, oj. :)</strike>Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.com32tag:blogger.com,1999:blog-119566627258100354.post-87633562817825558352013-08-09T00:00:00.000+02:002013-08-09T00:00:08.333+02:00korelacja druga.<h3>
<span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Walentyna</i></span></h3>
Pamiętasz te czasy, kiedy z poszarpanym przez psa sąsiada misiem pod pachą rozmyślałaś o przyszłości? Charakterystyczna czapka z bazarku, bieganie po domu z rozłożonymi rękoma i wykrzykiwanie o byciu pilotem. Całe popołudnia i wieczory spędzone w szpitalu przy łożu ojca cierpiącego na nowotwór żołądka. Noce nie od spania, ale od płakania, od rozrywającej tęsknoty za rodzicielem. Przystąpienie do matury na zupełnym spontanie z zapuchniętymi oczami i mentalną dziurą w sercu. Studiowanie socjologii. Darcie kotów z Afrodytą, współlokatorką w akademiku, studentką zupełnie innego kierunku. Dochodzenie do porozumienia przy pudełku najtańszych lodów z Biedronki. Walenie sąsiadów z dołu w wasze drzwi, błaganie o zaprzestanie mocnego tupania w podłogę i puszczania postawionej wysoko w decybelach muzyki. Całowanie Afi na dzień dobry i na dobranoc, przy wyjściu na uczelnię i po powrocie z budynku. Sypianie ze sobą, odkrywanie zupełnie innych tajników czerpania radości z seksu. Brak akceptacji matki, brak chęci na jakiekolwiek spotkania w cztery oczy po zmianie orientacji.<br />
Pamiętasz ten dzień, kiedy obiecałaś ojcu, że w wieku dwudziestu trzech latach będziesz szczęśliwą mężatką i matką maleńkiej kruszynki?<br />
<br />
Trzy godziny spania. Trzy godziny ciężkiego, chyba niczym niezmożonego snu. Trzy godziny leżenia z ręcznikiem na głowie, rosnącą pod względem wielkości pustynią w gardle i garścią tabletek wraz ze szklanką wody przy bocznym stoliku. Równiutkie sześć godzin umierania. Umierania, które nie zdarza ci się często. Zdarza się jedynie wtedy, kiedy nie ma Afi. Twój największy problem tkwi w tym, że nie ma jej nie z powodu wyjazdu, nie z powodu przesiadywania na obiadkach u ojca, nie z powodu pochłaniania babcinych pierników. Twój największy problem tkwi w tym, że nie ma jej od balowania w klubie. A zawsze była. Zawsze była przy tobie i wracała razem z tobą. Aż do teraz.<br />
Huk otwieranych drzwi. Głuche plaśnięcie, chyba nogą, o nóżkę od wieszaka zmaterializowanego zaraz przy froncie. Brzdęk torebki zderzającej się z fakturą szafeczki. Niemrawy bełkot pod nosem. Zupełnie taki jak niemrawe wejście do łazienki i puszczenie wody.<br />
Zazwyczaj starasz się nie przekraczać barier prywatności. Zazwyczaj nie włazisz jej na chama do toalety. Zazwyczaj w ogóle nie interesuje cię jej rytuał łazienkowy, o ile sama cię do niego nie zaprosi. Tyle że teraźniejszości nie możesz określić w tym wypadku słowem "zazwyczaj".<br />
<br />
- Co ty wyprawiasz?! - nie spotkałaś się jeszcze z takim widokiem. Jeszcze jej nie widziałaś w wannie w biustonoszu i z rączką od prysznica pomiędzy nogami. Jeszcze nie widziałaś jej płuczącej pochwę. Nie widziałaś, bo zwykle nie miała z czego jej wypłukiwać. - Zgwałcili cię czy co?<br />
- Nie bądź głupia - spogląda na ciebie takim dziwnym, nieprzytomnym jakby z jakiegoś podniecenia wzrokiem. - Jakiś imbecyl włożył mi łapę w gacie, wolę nie ryzykować zakażeniem.<br />
Nie wierzysz jej. Chyba pierwszy raz od hen wieków wiesz, że zataja przed tobą prawdę.<br />
- Co robiłaś przez pół nocy? Dlaczego tak nagle zniknęłaś?<br />
- Przecież powiedziałam, że zmagałam się z napalonym paluszkowcem.<br />
- Siłowałaś się z jego palcami przez kilka godzin?!<br />
Nie odpowiada. Spuszcza rozmarzony wzrok na dno łazienkowego mebla, kontynuując zabawę z wodą. Nie zwraca na ciebie uwagi. W tym momencie prawdopodobnie dla niej w ogóle nie istniejesz. A chcesz.<br />
Chwytasz blondynkę w miarę delikatnie za jej długie włosy, tak nadzwyczajnie inaczej pachnące, i dotykasz jej nabrzmiałych ust swoimi ustami. Nawet nie musisz się zbytnio wysilać, samo przejechanie językiem po dolnej wardze i siekaczach uświadamia ci, że ktoś zabrał ci tę przyjemność, która od dłuższego należała tylko do ciebie. Ktoś z męskiego świata. Wódka i mięta. Mięta. Afi i mięta. Połączenie z piekła rodem.<br />
- Od kiedy spożywasz cokolwiek związanego z miętą? - patrzysz w jej jasne tęczówki i widzisz zakłopotanie. Widzisz je tylko przez chwilę, bo machinalnie ucieka wzrokiem. Po raz drugi w ciągu kilku minut. - Przecież jej nienawidzisz.<br />
Cisza. Kurewsko denerwująca. I ją, i ciebie. Niemówiąca kompletnie nic, dobijająca samą egzystencją.<br />
- Wally, proszę cię, nie teraz - w końcu otwiera usta, reagując dopiero po twojej dłoni na jej lewej piersi. - Muszę odpocząć.<br />
- Odpocząć? Po czym? Po igraszkach faceta, który napastliwie i bez pozytywnego skutku dłonią chciał ci zrobić dobrze?<br />
- Nie po tym. Nie zapominaj, że ja też piłam, że nie tylko ty cierpisz z nadmiaru promili.<br />
- Nie widać tego, wiesz?<br />
<i>Za to widać, jak soczyście kłamiesz i jak łatwo ci to przychodzi, wiesz?</i><br />
<i><br /></i>
Wyjechała. Na calutkie czterdzieści osiem godzin do ojca, do Poznania. Zostawiła cię samą, samiuteńką pośród czterech ścian. Obrażasz się? Skądże. W końcu są wakacje, przynajmniej od niedawna dla was obu, połowa lipca, niech obżera się w towarzystwie najsympatyczniejszego starego na świecie. Faceta, który pomimo niezbyt kolorowej reakcji na początku zrozumiał, że to jego córka, nawet jeśli to nie chłopak wkłada jej język do ust, a dziewczyna. Ty, Walentyno.<br />
Co powinnaś robić, zupełnie rytualnie? Siedzieć z pudełkiem waszych ukochanych lodów, oglądając przepełnione kiczem seriale, biegać po mieszkaniu z słuchawkami w uszach i czekać na jej powrót. A co robisz? Usadawiasz cztery litery na jednym z taboretów ulubionego klubu. Klubu, w którym gościłyście we dwie dobę temu. Przyszłaś się zabawić? Nie. Raczej przyszłaś, licząc na cud, cud, który mógłby wyjaśnić najdziwniejsze pod słońcem zachowanie Afi. Cud w postaci fagasa, który bankowo ją wyobracał na wszelkie możliwe sposoby.<br />
<br />
Bez Treplińskiej nie jesteś sobą. Bez Treplińskiej nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Jesteś typową szarą myszką wśród rozpasionych kotów. Nikt nie zaprasza cię do tańca, nikt nie stawia ci chociażby najtańszego drinka, nikt nie patrzy na ciebie jak na kobietę. Bo formalnie jesteś imitacją kobiety. Homoseksualistki za kogoś takiego tutaj się nie uważa.<br />
- Proszę, proszę, kogo moje oczy widzą. Dziś bez najlepszej przyjaciółeczki?<br />
Nie musisz się odwracać. Przysiada się obok, roznosząc dookoła zapach swoich intensywnych perfum. Tylko perfum. Nie wyczuwasz alkoholu. Bynajmniej. Trzeźwy jak ty kilka godzin temu. Bo w czasie teraźniejszym do końca tego powiedzieć nie można. Facet ci nie zaproponował drinka, ale czy to obliguje cię do bębnienia w blat baru i niezakupienia czegoś na swój koszt?<br />
- Znamy się, chłopczyku? - uśmiecha się ironicznie, nie wiedząc dlaczego.<br />
- Nawet identycznych określeń używacie, coraz ciekawiej - przejeżdża dłonią po swoich spodniach, zahaczając o twoje kolano. Tak, bankowo niechcąco. - My - nie. Ja i twoja koleżanka - owszem.<br />
- Niech zgadnę. To o tobie mówiła? To ty włożyłeś jej te palce w majtki?<br />
- W żadne majtki, kotku, w nią samą. I nie tylko palce.<br />
- Oszczędź sobie szczegółów - mrużysz złośliwie oczy, siorbąc żółtą ciecz przez słomkę.<br />
- Dlaczego? Nie chciałabyś poznać moich łóżkowych ekscesów?<br />
- Chciałabym czegoś innego.<br />
- Och, interesująco. A mianowicie?<br />
- Żebyś stąd spierdalał i dał mi się w spokoju napić.<br />
Zdziwiłabyś się, gdyby tak po prostu wstał ze skwaszoną miną i odszedł. To nie ten typ faceta. Nawet nie rusza palcem, nawet nie zmienia postawy. Nadal się gapi, sama nie wiesz, czy na twoją szyję, czy już kilka centymetrów niżej.<br />
- Zazdrościsz mi, prawda? - wybałuszasz ciemne tęczówki, gdzieś między zębami gubiąc część nabranego w jamę ustną trunkowego napoju.<br />
- Nie wlewasz sobie czasami aż za bardzo?<br />
- Zazdrościsz mi, bo twoje zadowalanie jej nie równa się z moim. Obiecałem, że prawdziwy fiut czyni cuda, że bije na głowę te wasze plastikowe zabaweczki. Udowodniłem, że potrafię dać jej prawdziwą rozkosz. Ja, a nie ty.<br />
Czujesz prowokację. Czujesz ten cyniczny ton, tak jak i widzisz uśmiech identycznego pokroju. Dlaczego więc nie wybierasz defensywy? Dlaczego ogarnia cię ofensywa?<br />
- Sugerujesz, że jestem słaba w łóżku?<br />
- Nie sugeruję, ja to wiem. Dostawała orgazmu po samym nieco brutalniejszym dotyku. Myślisz, że wyliżesz ją do czysta i po robocie? Niedoczekanie. Profesjonalnie obciągnąć facetowi pewnie też nie umiesz, jakbyś śmiała, skoro nie miałaś męskości w ustach?<br />
Wiesz, o co mu chodzi. Wiesz, że wkurwia cię specjalnie, wkurwia cię po to, ażeby dopiąć swego i wziąć twe ciało w posiadanie. I chyba gdyby w okolicy była Afi, z serdecznością pokazałabyś mu środkowy palec i nieco zmoczyła te jego wyglądające na miękkie w dotyku ciemne włosy. Ale jej nie było. Tak jak nie było twojego zdrowego myślenia.<br />
- Mam ci pociągnąć i udowodnić, że umiejętności na mężczyzn jeszcze nie straciłam?<br />
- Ty to powiedziałaś, nie ja.<br />
- Też mi tak odpowiesz, jeśli za chwilę zaproszę cię na kilka chwil do swojego mieszkania?<br />
<br />
Jesteś homoseksualistką. Jesteś wierna swojej dziewczynie, swojej Afrodycie. Nie uprawiasz seksu z mężczyznami. Nie sprowadzasz byle kogo do waszych czterech kątów. Nie podniecają cię męskie genitalia i wyrzeźbione torsy. Nie jara cię kilkudniowy zarost. A może te wszystkie fakty powinny być już w czasie przeszłym?<br />
Nie pytasz, czy miałby ochotę na coś do picia. Nie proponujesz zostawienia butów w korytarzu. Nic nie mówisz. Twoje czyny mówią. Mówią, że masz na to ogromną chęć. Pierwszy raz od czterech lat.<br />
Kolana same się uginają, same dotykają wychłodzonego parkietu. Dłonie same lądują na jego kroczu, same rozpinają zamek u spodni, same zsuwają jego pachnące drożyzną jeansy z wysportowanych nóg. Palce same dobierają się do bokserek, same uwalniają smoka. I to wszystko w kilka sekund. Bez krzty logicznego myślenia.<br />
- Taka napalona? - śmieje się, tak irytująco, tak słodko, tak paradoksalnie.<br />
- Taka chętna na udowodnienie swoich racji.<br />
Pożerasz go wzrokiem z rosnącą fascynacją. Bajecznie zbudowany, niesamowicie ukrwiony, cholernie naprężony, z wytęsknieniem czekający na zabawę. Zupełnie taki jak jego właściciel.<br />
Wręcz się gotuje, kiedy muskasz go kciukiem. Wręcz parzy, kiedy obejmujesz go całą dłonią. Wręcz wrze, kiedy posuwistymi ruchami doprowadzasz go do stanu gotowości. Wręcz jeszcze bardziej cię podnieca.<br />
Czujesz jego słonawy smak, czujesz wszystkie żyły schowane tuż pod skórą, czujesz rosnącą wilgoć tuż u jego nasady, niepochodzącą z twoich ślinianek. Twój język szaleje, nie pomija żadnego skrawka męskości bruneta. Twoje wargi doprowadzają go do seksualnej rozpaczy, ssą niesamowicie wrażliwą skórę, drążą koślawe kółeczka na napletku. Twoja jama usta chce go całego, chociaż doskonale wie, że nie ma aż takiej pojemności. Mimo wszystko starasz się pochwycić go jak najgłębiej, starasz się poczuć to pulsujące jestestwo tuż przy języczku gardłowym. A on? A on oprócz pomruków zadowolenia nie jest bierny. Wplątuje palce w twe ciemne włosy i dociska twoją głowę do swojego krocza, pomaga ci posiąść go całego naraz. Może i tego przeżycia ze względu na jego budowę i wielkość nie dostajesz. Przeżywasz za to coś innego, przeżywacie to oboje. Coś, czego według jego opinii nie powinno być. Orgazm. Jego orgazm. Z tym białym paskudztwem gnijącym teraz w twoich ustach.<br />
- Chyba zwymiotuję - jęczysz niemrawo, czując strużkę spływającą po brodzie.<br />
- Połknij od razu, a nie będzie źle.<br />
- Wtedy na bank zarzygam pół mieszkania.<br />
- Powiedziałem, że nie będzie, to nie będzie. Zawsze mam rację.<br />
Tym razem też. Niemiłe uczucie błyskawicznie przechodzi po pozbyciu się spermy z wnętrza jamy ustnej. I żadne odruchy wymiotne cię nie napadają. Wręcz przeciwnie. Obrzydliwy smak staje się nawet do zniesienia.<br />
- Już?<br />
- Już.<br />
- Więc teraz może być tylko lepiej, Maleńka.<br />
- Teraz?<br />
- Nie będziesz już musiała po raz drugi tego smakować.<br />
Nie łapiesz od razu aluzji wypowiedzi. Łapiesz ją dopiero wtedy, kiedy przygwożdża twoje ciało do najbliższej kanapy i błyskawicznie prowadzi swoją dłoń za fakturę twoich majtek.<br />
- Tego nie było w umowie.<br />
- A była jakaś umowa?<br />
Nie odpowiadasz. Raczej wariujesz, czując chyba wszystkie jego palce wnikające we wnętrzu twojej pochwy. Kręcisz się jak dzieciak na ogromnych poduszkach, wypychasz biodra w jego kierunku. Prosisz o więcej bez żadnych słów. A on tego nie rozumie. Nie rozumie, że brak jego dłoni w strefie erogennej w tym momencie jest dla ciebie kurewsko bolesny.<br />
- Chcesz jeszcze? - ociera się naprężonym członkiem o twoją łechtaczkę. - Wystarczy powiedzieć.<br />
- Idź do diabła.<br />
- Pójdziemy tam oboje.<br />
Nie pyta o nic. Zarzuca twoje nogi na swoje barki i znika w tobie, mocno, głęboko, aż czujesz całkowite wewnętrzne wypełnienie. Ledwie się mieści, już chyba wręcz ociera się o wejście do ważnego kobiecego organu, do macicy.<br />
- Ciasna jesteś, wiesz?<br />
- Szczery jesteś, wiesz?<br />
- Szczerość to moje drugie imię. Ale przynajmniej seks będzie przedni.<br />
No i jest. Rozkoszny ból ogarnia całe twe ciało, kiedy porusza się szybko, dynamicznie, ociera się tak gwałtownie, że wręcz podrażnia ścianki twojej pochwy. Krzyczysz, tak po prostu, kiedy narzuca jeszcze większe tempo, kiedy już nie ogarniasz, czy nadal jest w tobie, czy już poza twoim wnętrzem. Nie potrafisz patrzeć prosto w jego twarz z kokieteryjnym uśmiechem, tak jak on robi to w tym momencie. Nie potrafisz prosić, tak jak on w tym przypadku prosi o największe okazywanie bram otaczającej cię ekstazy. Nic nie potrafisz, chyba oprócz odlatywania z coraz większą intensywnością do innej krainy. Do krainy przyjemności.<br />
Wybuchasz. Brunet zaraz po tobie. Opanowujesz się przez kilka minut, on przez kilka sekund. Nawet nie możesz rozmasować obolałego miejsca. Robi to za ciebie, raz po raz nawilżając łechtaczkę językiem.<br />
- Twój sztuczny fiut też potrafi takie cuda?<br />
Nie odpowiadasz. W tym momencie stać cię jedynie na stłumiony chichot. Po części również przez jego miękkie usta. Smakujące miętą. I tobą.<br />
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div>
ograniczam wulgarne słowa przy tych scenach, bo to już by się zrobiło niesmaczne. łacina podwórkowa akurat tam niepotrzebna, mimo iż w rzeczywistości jest całkiem znośna.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Zbyś lubi być apodyktyczny, lubi mieszać w głowach, nawet homoseksualistkom.</div>
<div>
i Zbyś lubi was zaskakiwać.<br />
<br />
<i>Pong</i>, w tej kwestii to my się chyba nie dogadamy, bo ja lubię powtórzenia, właśnie we wstępach rozdziału. Ale cóż, czytelnik nasz pan, ogoliłam z powtórzeń jak najbardziej.<br />
tak nie w temacie - perwersja, nie perswazja, mnie szlag jasny trafia, jak ktoś te dwa pojęcia ze sobą myli, tym bardziej jeśli chodzi o historię Tośki. ;) </div>
Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-119566627258100354.post-29279834132011608572013-08-06T12:48:00.000+02:002013-08-06T12:48:52.278+02:00korelacja pierwsza. <h3>
<i><span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Afrodyta</span></i></h3>
Pamiętasz te czasy, kiedy sprawdzian z zamaszyście nakreśloną na górze kartki szósteczką lądował na biurku twojego ojca? Pamiętasz te czasy, kiedy zrywałaś się o poranku, pomimo bardzo często ogarniętej jeszcze spowitą ciemnością aury, z chyba nakreślonym uśmiechem na ustach, szybko zdobiąc kanapki masłem orzechowym i niesiona na skrzydłach zmierzałaś do szkoły? Pamiętasz te czasy, kiedy nieśmiałość stawiała ogromną barierę pomiędzy tobą a klasowymi chłopakami? Pamiętasz te czasy, kiedy randki były azylem spadającym z nieba, kiedy cieszyłaś się jak dziecko na widok chociażby podwójnego biletu do kina? Pamiętasz te czasy, kiedy fenomenalnie zdałaś maturę i dostałaś się bezproblemowo na wymarzoną amerykanistykę? Pamiętasz te czasy, kiedy pierwszy raz spotkałaś Walentynę? Pamiętasz te czasy, kiedy z wrogo nastawionych do siebie kobiet stałyście się najlepszymi przyjaciółkami? Pamiętasz te czasy, kiedy pochłaniałyście hurtowo lody na parapecie, wypluwałyście gumy do żucia przez okno, tańczyłyście przez pół nocy do ukochanych piosenek Pink? Pamiętasz te czasy, kiedy całowałyście się w usta na powitanie, jak większość otaczających was osób płci żeńskiej? Pamiętasz te czasy, kiedy spałyście w jednym łóżku, brodząc dłońmi po swoich jędrnych ciałach? Pamiętasz te czasy, kiedy męskie członki zamieniłyście na plastikowe zabawki z pobudzającymi dodatkami? Pamiętasz ten dzień, kiedy powiedziałaś ojcu, że jesteś homoseksualistką? Pamiętasz jego bladnącą twarz, mięknące nogi i trzy doby pod kroplówką?<br />
Pamiętasz, jak obiecałaś Wallemu, że żaden facet nie będzie w łóżku lepszy od niej?<br />
<br />
Z reguły uchodzisz za tę łatwiejszą, delikatniejszą. Nie wchodzisz na stół podczas imprezy w klubie, nie bujasz tyłkiem na prawo i lewo, nie wędrujesz dłonią ku męskiemu przyrodzeniu, nie oplatasz nią męskiego członka i nie pobudzasz go do działania, nie lądujesz chociażby w toalecie z byle kim. W ogóle cię to nie kręci. Nie kręcą cię faceci. Kręci cię tylko ona, tylko Walentyna. Tylko ją potrafisz całować po szyi na środku parkietu, tylko jej ślina może wylądować w twojej jamie ustnej, tylko jej dłonie mogą zgubić się w drodze pomiędzy brzuchem a kolanami. Tylko ona jest ci potrzebna do mentalnego i cielesnego spełnienia.<br />
<br />
Przyzwyczaiłyście się do kuriozalnych spojrzeń, tak jak przyzwyczaiłyście się do nieco innego traktowania przez całe otoczenie. Nie przeszkadzają wam złośliwe teksty, mnóstwo obelg i posądzanie o nimfomanię. Puszczacie to mimo uszu, tak jak puszczacie swoją ukrytą namiętność. Nie ma takiej siły, która byłaby w stanie was powstrzymać. Bóg nie jest aż tak pomysłowy. A może ograniczony w waszym przypadku?<br />
<br />
Znów bujasz się w jej objęciach, znów wirujesz roześmiana wokół każdej dwójki przeciwnej płci. Znów muskasz palcem wskazującym jej rozgrzany policzek. Znów przygryzasz jej dolną wargę i ciągniesz w swoim kierunku. Czujesz smak krwi, limonki i wilgoci z twoich ud, wilgoci sprzed paru godzin. Bawisz się językiem Trojanowskiej, jakbyście znajdowały się w jakimś pomieszczeniu bez klamek, bez świadków, bez rażącego światła. Nawet delikatna woń wódki ci nie przeszkadza. Bo sama nie wiesz, czy to jej kubki smakowe tak nią nasiąknęły, czy może to pochłonięty przez ciebie alkohol wywołuje takie omamy.<br />
<br />
- Zajebista pokazówka - słyszysz tuż nad swoim uchem, tuż za sobą, tuż po wyjściu Wallego do toalety.<br />
- Naucz się odróżnić pokazówkę od prawdziwej zabawy, chłopczyku - syczysz bez krzty sympatii, a tym bardziej szacunku. Nie przeraża cię nawet jego budowa jak u strzelistego drzewa i ramiona o objętości porównywalnej z twoimi dwoma złączonymi ze sobą łydkami. Tak samo jak nie podnieca trzydniowy zarost, artystycznie postrzępione włosy i zielone oczy, zupełnie identyczne jak odcień twojej sukienki.<br />
- To wy lizałyście się tak na serio? - kpi, upijając łyka twojego drinka. Gdzieżby śmiał zapytać o pozwolenie!<br />
- Na twoje nieszczęście.<br />
- Ta druga to twoja prywatna dziwka?<br />
- Raczej dziewczyna.<br />
- I we dwie się pieprzycie?<br />
- Nie za dużo pytań?<br />
- Wystarczająco, aby dowiedzieć się, kto mi dzisiaj obciągnie.<br />
- Szukasz chętnej? Trafiłeś w złe miejsce, kochanieńki. Nie interesuję mnie twoje przyrodzenie.<br />
- Ale mnie twoja słodka i wilgotna już tak - wodzi dłońmi po twojej szyi, ignorując lepiącą mu się do nogi lalunię w skąpych ciuszkach. A tobie coraz mniej zaczyna się ta wymiana zdań podobać.<br />
- Wilgotna to może i była, ale wszelki śluz prędko wyparował.<br />
- Twój sztuczny fiut zabrał go w całości?<br />
- Nie, raczej twoje wkurwiające gadki.<br />
<br />
Szczypie twoją skórę palcami jednej dłoni, drugą zaciskając w pięść. Jego oczy nie są już tak pijane radością, uśmiech zmywa z siebie resztki cyniczności. Z cwaniaka zamienia się w wojownika. Ot tak, jakby było to najnormalniejsze zachowanie na świecie, nawija garstkę twoich włosów na nadgarstek i ciągnie za sobą. Nawet pulsujący ból nie ma znaczenia, tak jak i zgubione w trakcie wędrówki po schodach buty. Znaczenie ma jedynie Walentyna, w tym momencie zostawiona przez ciebie, de facto nie z własnej woli, na lodzie. I z kim będzie teraz tańczyć, z kim błądzić nawzajem pod damską koszulką?<br />
<br />
Zamyka cię wraz ze sobą w oświetlonym kurewską ilością lamp pomieszczeniu z pościelonym, ogromnym łóżkiem. Możesz krzyczeć, możesz określać go mianem najgorszego skurwiela na świecie. Tylko co ci po tym, skoro nie ruszy to ani jego, ani innych z tego piętra, zdrowo najebanych w trzy dupy?<br />
- Jak mam ci wytłumaczyć, że faceci mnie nie kręcą?<br />
- Jak mam ci wytłumaczyć, że zmienisz zdanie, kiedy poczujesz mnie w sobie, kiedy zrozumiesz, że tylko ukrwiony i pełen życia członek jest o niebo lepszy od plastikowego gówna?<br />
- Mógłbyś rżnąć mnie przez resztę nocy, a moje zdanie na finiszu i tak pozostanie takie samo.<br />
- I będę rżnął. Rżnął z magicznym finiszem.<br />
Nie bronisz się przed nim. Nawet nie masz takiej możliwości, gdyż krępuje twoje górne kończyny paskiem od spodni i wykręca do tyłu. Boli? Nie tak bardzo jak świadomość, że dopuszczasz się zdrady. Zdrady swojej dziewczyny.<br />
Co go to interesuje, że twoja sukienka została zakupiona przed kilkudziesięcioma godzinami. Co go to obchodzi, że przepieprzyłaś na nią dużą część oszczędności od ojca. Byłaby nieskazitelna, gdyby nie przeszkadzała. A przeszkadza.<br />
Zielony materiał ze zniszczonymi ramiączkami ląduje na podłodze, tak jak i ląduje twoja godność. Godność, która powinna wrzeć z poczucia winy, a nie narastającego pożądania. Koronkowy biustonosz powiela los swojej nawierzchniej przyjaciółki, zupełnie jak majtki o identycznym odcieniu szarości.<br />
Kołyszesz się z narastającą intensywnością na boki, kiedy językiem wytacza drogę od nasady stopy aż do kości policzkowej. Masz wrażenie, jakby przejeżdżał po fakturze twej skóry nawilżoną chusteczką, jakby pieścił cię w bardzo intymny sposób. Masz takie wrażenie, bo rzeczywistość jest inna. Walczy sam ze sobą, walczy z dobraniem się w pierwszej kolejności do danej strefy erogennej. Wywalczył sobie twoje nabrzmiałe od jego chwilowego dotyku piersi.<br />
Zaciskasz związane dłonie w pięści, gdy brutalnie masuje jeden sutek, drugi natomiast obejmuje ustami i ssie. Ssie tak, że czujesz narastający erotyczny ból. Nie pyta, czy tobie jest dobrze, czy nie przegina pałki na drugą stronę. Nie pyta, czy może je skubać zębami, moczyć w ślinie i w następstwie ją zlizywać. Nie pyta, czy może zawędrować trzema nawilżonymi palcami do twojego ciepłego wnętrza. Nie pyta, czy może nimi zginać, czy może wsuwać je i wysuwać w tempie karabinu maszynowego, czy może przygryzać zepchnięte w tym momencie na dalszy plan wargi sromowe. O nic nie pyta. Po prostu robi to, o czym wcześniej cię zapewnił.<br />
- Możesz krzyczeć. Przecież i tak widzę, że jest ci dobrze.<br />
- Nie za pewny swoich możliwości jesteś? - mruczysz z niechęcią, gdyż każde otworzenie ust może skończyć się wybuchem.<br />
- Nie. W innym wypadku nie rozkładałabyś nóg jeszcze szerzej.<br />
- Może mi tak wygodniej?<br />
- Może liczysz na coś mocniejszego?<br />
Nie liczyłaś. Ale jakie znaczenie ma tu twoje zdanie? Mogłaś milczeć i napawać się jego wszędobylskimi palcami. Mogłaś. A teraz? Teraz musisz zmagać się z jego otwartą dłonią lądującą z hukiem na twoim tyłku po każdym ruchu uwięzionej w twym wnętrzu drugiej dłoni.<br />
Czujesz, że twój pośladek osiągnie niedługo stan pożarowy. Oczami wyobraźni widzisz jego nieprzeniknioną czerwień. Tak jak i widzisz jego buńczuczny uśmiech, kiedy już językiem nie kręci po twojej łechtaczce.<br />
Jakby machinalnie przestaje. Jakby machinalnie przewraca cię na brzuch. Jakby machinalnie cicho piszczysz po zetknięciu nabrzmiałych piersi z zimną pościelą. I jakby machinalnie nastawiasz się na najprzyjemniejszą atrakcję nocy.<br />
- Chcesz zobaczyć, co to znaczy prawdziwy seks? - szepcze ci na ucho, w tym samym czasie rozchylając twoje nogi.<br />
Już nie możesz. Nie możesz powstrzymać napięcia i rozochoconej strefy erogennej. Krzyczysz. Krzyczysz, kiedy czujesz jego męskość rozciągającą twoją pochwę. Krzyczysz, kiedy zamiast zimnego przedmiotu czujesz gorącego i pulsującego drąga, tak kurewsko dobrze podrażniającego zakamarki twojego wnętrza.<br />
- Nie powstrzymuj się, maleńka, daj upust ekstazie.<br />
Jego słowa są jakby kluczem do dalszej zabawy. Nigdy nie osiągnęłaś tak szybko orgazmu - aż do teraz. Nigdy nie oddawałaś się drugiej osobie przez tak długi okres czasu - aż do teraz. Nigdy nie bawiłaś się na tak wiele sposobów - aż do teraz. I aż do teraz nie myślałaś o konsekwencjach tak spędzonej nocy.<br />
- Wolno ci tak bezcześcić kobiecą fantazję? - charkasz, masując jego lepkiego członka.<br />
- Jestem Bartman. Mi wszystko wolno.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
tak się zastanawiam, czy nie przekwalifikować tego bloga na takiego typowo dla dorosłych, uhm.<br />
<br />
nie pytajcie, skąd mi się to wzięło.<br />
po prostu muszę z siebie i ze swojej wyobraźni wyrzucić ten nadmiar seksu i lesbijstwa.<br />
i już.<br />
z dwojga złego chyba lepsze lesbijki niż para gejów, co nie?<br />
<strike>pomyśleć, że chciałam to zrobić Bartmanowi i Kubiakowi, o ja niedobra.</strike><br />
<br />
a Zbysiu? Zbysiu jeszcze nie raz będzie miał tutaj pole do popisu.Caroline.http://www.blogger.com/profile/01500741866763825413noreply@blogger.com42